Banknoty z PRL warte fortunę. To skarby ukryte w naszych domach. Za jeden możesz otrzymać kilka tysięcy złotych! 100 złotych Ceny zaczynają się od 1 zł. Za banknot w stanie bankowym, bez Wymiana okien w budynku. Okna są jednym z tych elementów, które bezapelacyjnie definiują charakter budynku. W starych domach najczęściej można spotkać okna skrzynkowe lub krosnowe. Mają niepowtarzalny styl, jednak to właśnie one w dużej mierze sprawiają, że budynek wygląda na stary. Można to zmienić – opcją jest wymiana okien. Szkło z PRL-u osiąga zawrotne ceny. W wielu domach są prawdziwe skarby. Wazon Proj. Eryka Drost Cena: 1 300 zł Szkło z PRL-u osiąga zawrotne ceny. W wielu domach są Poznajcie nowy zestaw starych zabawek z PRL-u! Kultowe skarby z PRL-u: Stare zabawki, które cieszą oko Wspomnienia z dzieciństwa są bezcenne, ale okazuje się, że mogą też mieć wartość Tłumaczenia w kontekście hasła "skarby" z polskiego na angielski od Reverso Context: skarby świata Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate Łukasz Kazek: „Niemcy chowali słoiki z banknotami, z biżuterią, ze zdjęciami rodzinnymi, a powojenni osadnicy, jak mój dziadek, znajdowali je. Ukryte w podłogach, na strychach, w ogródkach pod krzakami porzeczek. ”Powiernik” opowiada między innymi o węgierskim Żydzie, który rysował sceny z życia obozu koncentracyjnego. Ciągnie bowiem do wizyt w śmietnikach, opuszczonych domach, starych stodołach, cudzych strychach i piwnicach. Umówmy się – odbiór społeczny tego typu szajbusów jest… różny ;-) Ten sposób recyklingowania bezużytecznych i nikomu niepotrzebnych przedmiotów to cudowne pole do popisu dla naszej wyobraźni i kreatywności. 2vh2x. Kiedy za oknem zimno i ponuro, nasze myśli często biegną ku miejscom, gdzie klimat jest łagodniejszy, jedzenie – odmienne od naszej, polskiej kuchni, a większy dostęp do słońca sprawia, że tamtejsi mieszkańcy są przez nas odbierani jako bardziej radośni i przyjaźniej nastawieni. Pewno dlatego tak liczni Polacy lubią południe Europy, rejon basenu Morza Śródziemnego. I nic więc dziwnego, że wielu mieszkańców naszego kraju stara się przenieść choć kawałek gorącego południa do swojej prywatnej przestrzeni, tworząc wnętrza inspirowane tą stylistyką. Mieszkanie w stylu śródziemnomorskim to bardzo szerokie pojęcie. Mieszczą się w nim i prowansalskie klimaty z motywem lawendy, błękitno-białe wnętrza Grecji i mauretańska ornamentyka Hiszpanii. Ale mnie najbliższe są te wnętrza, które pochodzą z Włoch – bo to pierwszy z południowoeuropejskich krajów, który poznałam i bardzo chętnie do niego wracam. A jednocześnie, mam wrażenie, elementy takiego wnętrza są stosunkowo proste do przeniesienia w nasze warunki. Dobór materiałów i rozwiązań w takiej przestrzeni nie jest przypadkowy – wynika z klimatu, jaki panuje we Włoszech oraz z tego, czym od wieków dysponowali mieszkańcy. Dlatego tak często okna są stosunkowo małe i jeszcze dodatkowo przysłonięte – okiennicami lub żaluzjami, aby zatrzymać w środku chłód z nocy i nie pozwolić wejść upałowi, który przynosi słońce. W naszym klimacie takie rozwiązanie też może się przydać, choć zwykle będzie działać odwrotnie. Ściany są wykończone raczej oszczędnie – pomalowane na jeden, jasny kolor, obłożone cegłą, która była w tym wnętrzu wcześniej niż dziadek właściciela posesji albo widoczny jest kamień, z którego ściana jest wymurowana. Mile widziane, w tej stylistyce są ciemne belki stropowe – w starych domach, jeżeli istnieją, można zachować oryginalne belki, czasami wystarczy je odsłonić. W innym przypadku, jeżeli wysokość pomieszczenia na to pozwoli, można je wprowadzić do wnętrza. Najlepiej, w takiej sytuacji wygląda drewno rozbiórkowe, choć można znaleźć bardzo udane, współczesne jego imitacje. Na podłogę – płytki, zamiast drewna. Bo płytki przyjemnie chłodzą stopy, gdy na zewnątrz jest za gorąco. Co prawda w naszym kraju częściej jest za zimno, niż za ciepło i to może być argumentem przeciw takiemu rozwiązaniu, ale coraz częściej miewamy w domach ogrzewania podłogowe. Zatem, jeżeli pod stopami możemy mieć źródło ciepła albo po prostu chłód nam niestraszny, możemy pokusić się o taką zmianę. A wtedy, zamiast desek podłogowych czy paneli wybierzmy klinkier, tradycyjne cotto lub jego imitację – w ciepłych kolorach, czerwonych brązach, niezbyt jaskrawych żółciach lub rudościach. Poza stworzeniem śródziemnomorskiego klimatu, jest za tym jeszcze jeden, już praktyczny argument – ceramika na podłodze jest dużo bardziej odporna na zużycie. Wybierając takie rozwiązanie, będziemy mieć pewność, że nasza podłoga będzie niemal całkowicie bezobsługowa – odkurzając i myjąc ją od czasu do czasu, nie będzie trzeba się koncentrować przesadnie nad doborem odpowiednich środków czy metod czyszczenia. Do takich ścian i podłóg pasują proste, drewniane meble albo przeciwnie – coś z metaloplastyki – krzesła na filigranowych nóżkach, ażurowe stoliki, etażerki. Śródziemnomorskie wnętrza lubią oddech, więc dobrze, jeżeli liczba mebli nie sprawia wrażenia przeładowania i zostawia wystarczająco dużo wolnej przestrzeni. Ciekawą strefą są włoskie łazienki. Szczególnie urokliwe są te, które inspirowane południem, pełne są wyrazistych kolorów – turkusu, żółci, zieleni. Aby współcześnie wykańczane pomieszczenie wyglądało na starsze, niż jest w rzeczywistości, można wybrać płytki szkliwione na połysk, których powierzchnia jest poprzecinana siateczką drobnych spękań. Jeżeli nie nas odstrasza cena, możemy nawet zdecydować się na płytki wytwarzane ręcznie, z których każda jest nieco inna – jak na przykład w spektakularnej kolekcji Gioielli del Mare, włoskiego producenta Cerasarda. Taka okładzina da gwarancję, że wnętrze będzie niepowtarzalne i automatycznie będzie myślami przenosić swoich użytkowników na półwysep Apeniński. Jeżeli jednak z jakiegoś powodu nie chcemy wydawać kilkuset złotych za metr kwadratowy płytek, trafiliśmy na dobry czas – wiele fabryk ma w swojej ofercie produkowane maszynowo imitacje starych, włoskich majolik. Można wybierać pośród wielu kolorów, rozmiarów, można również decydować czy powierzchnia płytek będzie błyszcząca czy matowa. Najszerszy wybór płytek zapewniają salony Maxfliz. Zapraszamy do Krakowa, Katowic i Wrocławia lub w odwiedziny w dziale płytek na naszej stronie www. Monika Gibes – specjalistka ds płytek w Maxfliz Wydarzeniem będzie dwudniowa aukcja warszawskiego Antykwariatu Numizmatycznego Michał Niemczyk ( jaka odbędzie się 26–27 października. W ofercie znajdują się rzadkie monety, których cena zależy tylko od ich wartości symbolicznej. Są historyczne banknoty oraz odznaczenia, w tym ordery prof. Stanisława Lorentza, wieloletniego dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie. Urodą wyróżnia się unikatowa złota moneta próbna z 1922 roku (cena wyw. 100 tys. zł). Na monecie widnieje wizerunek Józefa Piłsudskiego. W katalogu czytamy uzasadnienie, dlaczego monecie przypisuje się nominał 100 marek, a nie 100 złotych. Warto sprawdzić: Falsyfikat w każdym domu. Polacy tracą miliony. To patologia Rodowód podnosi cenę Opłaca się przeglądać katalogi numizmatycznych aukcji. Dzięki temu laik się dowie, że pośród domowych szpargałów ma dawne numizmaty, które kosztują majątek. Przykładem tego srebrna moneta z 1960 roku z wizerunkami Mieszka i Dąbrówki (wyw. 7 tys. zł). Monetę wybito z okazji Tysiąclecia Państwa Polskiego. Można ją było wtedy oficjalnie kupić za dolary lub bony dewizowe banku Pekao, kosztowała 15 USD. Oferowany egzemplarz wyróżnia się tym, że nie ma napisu na rancie, nakład takiej monety wynosi tylko 10 sztuk. Może w waszym domu poniewiera się taka moneta, odziedziczona jako pamiątka rodzinna? Zwykła moneta z napisem na rancie kosztuje ok. 100 zł. Urodą i stanem zachowania wyróżnia się złota moneta wybita w Gdańsku w 1614 roku (wyw. 170 tys. zł). Jest to dzieło legendarnego medaliera Samuela Ammona. Moneta ma doskonałą proweniencję, pochodzi z kolekcji Potockich. Udokumentowany rodowód na rynku numizmatów ma znaczący wpływ na wycenę i wyniki licytacji. Kolekcja Potockich to najwybitniejszy zbiór polskich numizmatów, stanowi oddział Muzeum Narodowego w Krakowie. Wiele obiektów w ofercie ma wybitną wartość patriotyczną. Na 20 tys. zł wyceniono pamiątkowe pudełko z monetami i banknotem z powstania listopadowego. Po upadku powstania wykonywano takie pamiątkowe pudełka, przechowywane w nich numizmaty traktowano jak relikwie. Na 10 tys. zł wyceniono popiersie cara Aleksandra I z parku Belwederskiego w Warszawie. Jakiś kolekcjoner ocalił rzeźbę, podobnie jak inne oferowane obiekty o dużej wartości historycznej. Pamiątkowe pudełko z monetami z czasów powstania listopadowego. Fot. Antykwariat Numizmatyczny Michał Niemczyk Nie czyścimy starych monet Oryginalnym projektem wyróżnia się moneta z Kopernikiem wybita w 1925 roku. To dzieło zapomnianego artysty-emigranta Stanisława Szukalskiego (1893–1987). Aktualnie monety, rzeźby i obrazy Szukalskiego wchodzą na krajowe aukcje, mają jeszcze względnie niskie ceny. W katalogu aukcji rozproszone są ordery i odznaczenia prof. Stanisława Lorentza, dyrektora Muzeum Narodowego w Warszawie w latach 1936–1982. Do orderów dołączone są imienne legitymacje lub dyplomy nadania. Coraz częściej na aukcjach sprzedawane są pamiątki po wielkich postaciach historycznych znanych z najnowszej historii Polski. Można już mówić o rynkowej tendencji. Zwłaszcza na aukcjach bibliofilskich oferowane są prywatne archiwa. Na przykład antykwariat Lamus na aukcji wystawił dokumenty dotyczące prof. Aleksandra Gieysztora. Sensację wywołały w maju 2014 roku oferowane w Lamusie pamiątki rodzinne premiera Donalda Tuska. Prognozy dla aukcji Niemczyka są znakomite. Rynek numizmatów w Polsce ma charakter masowy, to nadaje mu stabilność. Rynek ten liczy 200 lat. Towar ma wysoką płynność. Tradycyjnie nie wyrzucamy nieaktualnych urodziwych monet lub banknotów, przechowujemy je w domach z pokolenia na pokolenie. Zapewnia to wysoką podaż. Przypomnę, że nie opłaca się czyścić monet przed sprzedażą. Monety bez patyny tracą handlową wartość! Warto sprawdzić: Zbliża się kilka dużych i sensacyjnych aukcji numizmatów Doskonała kondycja rynku Doskonałą kondycję rynku potwierdza zakończona ostatnio siedmiodniowa aukcja Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka ( Wystawiono 5743 obiekty. Sprzedano 91,4 proc. oferty. Na aukcji Marciniaka trwała ostra licytacja. Często przybita młotkiem cena kilkakrotnie przewyższała cenę wywoławczą. Na przykład grosz z 1579 roku Stefana Batorego osiągnął cenę 29 tys. zł (wyw. 4 tys. zł). Cenę 82 tysięcy osiągnęła odznaka Polskiego Zespołu Myśliwskiego zwanego Cyrkiem Skalskiego (wyw. 20 tys. zł). Nawet na aukcji mniej zamożny kolekcjoner mógł upolować skarby! Za 750 zł wystawiono imienny dokument przekazu dolarów z USA dla Henryka Sienkiewicza. Była to należność za pierwsze amerykańskie wydanie „Quo vadis”. Okazuje się, że pamiątka po nobliście na aukcji Marciniaka osiągnęła cenę zaledwie 900 zł. Przed aukcją 26 września informowałem w „Moich Pieniądzach”, że będzie licytowany taki dokument. Ostra licytacja na aukcji Marciniaka to znakomita prognoza dla kolejnych wielkich aukcji numizmatycznych i falerystycznych. Do końca roku odbędzie się jeszcze aukcja np. krakowskiej Desy oraz Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Obydwie licytacje zaplanowano 16 listopada. Doskonała od lat kondycja rynku numizmatów zależy w dużym stopniu od powszechnej dostępności źródeł wiedzy. Dostępne są monografie różnych autorów, niezależnych od rynku. W internecie masowo odwiedzane są fora dyskusyjne. Warto sprawdzić: Środki na czarną godzinę chętnie lokujemy w monetach Muzeum Narodowe edukuje Damian Marciniak przed swoimi aukcjami organizuje tłumnie odwiedzane wykłady na temat np. fachowej oceny stanu zachowania numizmatów. Niektórzy wykładowcy są nastolatkami! Wykładów słuchają dzieci pod opieką rodziców. Michał Niemczyk przed najbliższą aukcją zorganizuje wykłady 25 października, zainteresują one również inwestorów. Edukacją zajmuje się wspomniane Muzeum im. Emeryka Hutten Czapskiego, wyremontowane za pieniądze Unii Europejskiej. Tłumy odwiedzają tam nową edukacyjną wystawę „Uwaga! Fałszerstwo”. Prezentowane są fałszywe numizmaty do 1990 roku. Wystawa potrwa do 31 maja 2020. Sensacją na rynku jest periodyk „Numizmatyk Krakowski” , którego pierwszy tegoroczny tom poświęcono w c24ałości wielkiemu kolekcjonerowi Tadeuszowi Kałkowskiemu (1899–1979). Autorami tomu są Dariusz F. Jasek i Mateusz Woźniak. Znajdziemy tam recepty na kolekcjonerski sukces. Wydawcą jest Polskie Towarzystwo Numizmatyczne w Krakowie. Zygmunt I Zapyziały- Panie Damianie, znalazłem trochę monet w kartonie na strychu, niektóre to od razu do śmieci, ale parę nawet ładnie się błyszczy… - ekspert regularnie słyszy tę melodię w słuchawce, żeby za każdym razem odpowiadać: brzydkie kaczątko bywa niekiedy warte tyle, co nowe auto. Dowodem może być niepozorna moneta Zygmunta I, na której trudno rozpoznać w ogóle królewskie rysy twarzy, dlatego pytamy: dlaczego będzie licytowana od progu 3 tys. zł?- Patrzymy na pierwszego polskiego szóstaka, który w nieco lepszym stanie osiągnął na poprzedniej aukcji stawkę 40 tys. zł. To najwyższy nominał wybijany w srebrze w czasach Zygmunta Starego, który dzięki tej emisji ratował skarb państwa przed fałszerzami, podrabiającymi polskie grosze w słabszym stopie polecenie władcy wychwytywano je z obiegu i przetapiano na szóstaki - a więc sześciogroszówki - ale mennice działały wówczas jeszcze jak w średniowieczu, a nieszlachetne domieszki utleniły się do naszych czasów zupełnie - komentuje Damian Marciniak, wskazując, że zabytkowy numizmat nie musi być ani ładny, ani tym bardziej kaczątko? Niepozorny szóstak z 1528 r. to prawdziwa rzadkość, dlatego nawet tak słabo czytelna moneta licytowana może być od 3000 wyrzucaj papierków- Naczelna zasada jest taka: żeby stary banknot miał jakąś wartość, musi być pięknie zachowany. Ale i od tej reguły są wyjątki, dlatego, znajdując przy porządkach naderwane pięć złotych, upewnijmy się u fachowca, czy nie mamy do czynienia z prawdziwą rzadkością - zaznacza ekspert, wskazując na banknoty z 1824 r., które licytowane będą kolejno od 12 tys., 15 tys. i 40 tys. zł, mimo że te przystępniejsze są wyraźnie są tyle warte? Dlatego, że niewiele je spotkało - chociaż w XIX wieku kraj był pod zaborami, emitent był stały i nawet powstanie nie zachwiało rynkiem monetarnym. Pięciozłotowy banknot odszedł wobec tego "śmiercią naturalną" - kiedy postanowiono wycofać go z obiegu, na wymianę było nawet kilka lat, co poskutkowało tym, że dla dzisiejszych kolekcjonerów zostało takich okazów bardzo mało, dlatego egzemplarz nieposzarpany może kosztować tyle co nowy rynku papierowych pieniędzy o wartości decyduje nie tylko stan zachowania - rzadki bilet kasowy z XIX wieku będzie licytowany od 12 000 zł, mimo że jego brzegi są wyraźnie ze świńskim ryjem?Co pożółkły papierek z szyldem mięsnego sklepu może robić na aukcji numizmatów, w dodatku z ceną wywoławczą 1 500 zł?- Nie zawsze pamiętamy, że pieniądz to nie tylko starannie zadrukowany papier z banku, bo w czasach prawdziwej gospodarczej zawieruchy, nawet takie instytucje zamykano, a życie przecież toczyło się dalej. 30 kopiejek z napisem "Handel mięsem" to nic innego, jak pamiątka po I wojnie światowej, która zrzucała rolę emitenta niekiedy na lokalnych piekarze czy handlarze przygotowywali takie zastępcze pieniądze, zobowiązując się do ich wymiany na oficjalne środki w czasach pokoju - komentuje Damian Marciniak, wskazując, że rzeźniczy topór z kawałkiem szynki służył prawdopodobnie za symbol dla niepiśmiennych. Łatwo wyrzucić taki skrawek w morzu starych kartek? mniej efektowne zastępcze pieniądze, tym większe kolekcjonerskie rzadkości - 30 kopiejek wystawione przez lokalny sklep mięsny to zdecydowanie większa ciekawostka niż chociażby staranniej wydrukowane i liczniejsze bony pocztówka z GdańskaBłąd, który można popełnić bardzo łatwo, pokazują przewidziane na aukcję szelągi pruskie - teoretycznie pospolite, jeden z 1535 r., drugi z 1530 r., według internetowych notowań warte po kilkadziesiąt złotych. Tajemnicą ich rzeczywistej ceny są dobite wtórnie znaki - specyficzne herby, widoczne tylko po jednej stronie monet, które przenoszą nas do roku 1578, w którym Gdańsk oblężony był przez wojska króla Żeby płacić żołdakom za bronienie miasta, przetapiano nawet skarby i srebra kościelne, ale kiedy pieniędzy rzeczywiście zaczęło dotkliwie brakować, sięgnięto po rozwiązanie w polskich warunkach bardzo rzadkie: monetę kontrasygnowaną. Na części obiegowych szelągów wybito znak, dzięki któremu rozpoznawane były jako kilkakrotnie bardziej wartościowe, natomiast kiedy oblężenie ustało, każdą taką monetę skrzętnie wymieniano, bo przysługiwał za nią nie jeden, tylko więcej szelągów - wyjaśnia Damian Marciniak, dodając, że w polskim powojennym handlu te łatwe do przeoczenia pozycje nie pojawiły się dotychczas ani na brzuchu? Pomiędzy skrzydłami orła na pruskim szelągu wybito dodatkowy znak - dzięki niemu oblężony Gdańsk reperował budżet, bo tzw. kontrasygnata oznaczała, że moneta miała umowną, znacznie wyższą zmiękłaby królowa……w rozgrzanym piecu i towarzystwie łańcuszków i osamotnionych obrączek bez pary, które jubiler przetapia, żeby ponownie wykorzystać szlachetne Ubiegłego grudnia otworzyłem maila ze zdjęciem złotego medalu i pytaniem, ile może być warty. Nadawcą był jubiler z południowo-wschodniej Polski, u którego sprzedano go w oprawie z łańcuszkiem do noszenia jako wisiorek - dodatki zdążył już przetopić, krążek czekał… żeby okazać się 15-dukatowym medalem koronacyjnym Elżbiety Bawarskiej, a więc Sissi, który na aukcji w lutym licytowany będzie od 30 tys. zł - podaje ekspert, nadmieniając, że medale tego typu miewają w zagranicznych antykwariatach notowania na poziomie kilkudziesięciu tysięcy razem przykład jest jednak wyjątkowo efektowny, ale w tym samym katalogu połyskuje też 6 dukatów Jana Kazimierza z najróżniejszymi śladami sprawdzania złota. Na dawnych bazarach monetę zaginano, a może i sprawdzano zębami, a dzięki surowcowi przekazywano z pokolenia na pokolenie, aż do naszych czasów - jako kruszec przyniesie jednak około 3 tys. zł, a jako 6 dukatów licytowana będzie od 80 tys. zachowany wizerunek cesarzowej Sissi zostałby przetopiony dla samego kruszcu, podczas gdy na aukcji numizmatów jego cena wywoławcza wyniesie 30 tys. Druga pensjaW przeciwieństwie do odznaczeń przyznawanych za zasługi, odznaki pułkowe były wyróżnikiem przynależności do jednostki, dlatego szeregowi żołnierze zamawiali je często w tombaku, natomiast na srebro pozwalali sobie oficerowie. Jest na nie popyt?- Przykładowa srebrna odznaka 74 Górnośląskiego Pułku Piechoty wystawiona jest na aukcję z progiem 1 500 zł, przy czym zainteresowanie militariami jest obecnie tak wysokie, że dla większości pozycji cena na poziomie kilku tysięcy złotych jest normą, a czasem nie zaskakuje również próg kilkunastu tysięcy złotych. Jeśli miałbym coś doradzić komuś, kto znalazł takie pamiątki w szufladzie, to żeby nie pozbywać się opakowań i dokumentacji, bo one zachowały się znacznie rzadziej niż same odznaki, dlatego potrafią nawet podwoić ich wartość - przestrzega Damian legitymacji i wysłużonych pudełek nie należy więc wyrzucać ze śmieciami, podobnie jak nie wolno samych pamiątek nadgorliwie polerować - jeśli odznaka ma być świadkiem swojej epoki, nie może wyglądać jak stary obraz odświeżony z fantazją oszukujmy wieku - na rynku militariów widać obecnie spore ożywienie, ale kolekcjonerzy płacą przede wszystkim za autentyczność i rzadkość. Odznaki, z których starą patynę zdjęto szmatką, są zdecydowanie mniej warte od zachowanych w oryginalnym je o wiek……monety doby PRL to jedne z częstszych znalezisk w dawno nie odkurzanych zakamarkach, dlatego dobrze poznać sposób, żeby nie przeoczyć Przeglądając takie domowe zbiory warto w tym przypadku patrzeć na daty, bo to w nich nierzadko ukryta jest wartość. Spektakularnym przykładem jest chociażby pospolite 10 zł z wizerunkiem Kościuszki, które przypadkiem trafiło do obiegu z próbnej emisji - z datą 1958 r., kiedy dopiero przymierzano się do masowej emisji. Obiegowy egzemplarz z 1959 r. ma już tylko wartość - łagodnie mówiąc - sentymentalną, podczas gdy o ten z ósemką na końcu daty będzie można rywalizować od 2 tys. zł - wyjaśnia Damian Marciniak, wskazując, że nawet najpospolitsze 5 złotych z rybakiem może być warte kilka tysięcy złotych, jeśli rocznik będzie wczesny, a stan zachowania bez śladów noszenia w damskiej mylmy się w rachunkach: przykładowa 10-złotówka z minionego ustroju będzie licytowana od 2000 zł, bo jej datę kończy nie dziewiątka, tylko cyfra nie trzeba?Bywa, że wartość monety podnosi jej uroda i lustrzana świeżość stempla - dzięki której zwykła pięciozłotówka z lat 30. ma próg 8000 zł - ale zdarza się, że jest odwrotnie i o wysokiej cenie decydują… głupie błędy. Taki źle wybity albo zadrukowany pieniądz nazywa się fachowo destruktem, a w tej groteskowej kategorii nawet całkowicie współczesne drobne mogą osiągać kwoty Dobrym przykładem jest grosz z 2000 r., bo jego krążek nie ustawił się dobrze pod stemplem i w efekcie część kompozycji została wybita, a pozostały kawałek monety lekko się odgiął. Przemknąwszy przez kontrolę w mennicy, wadliwy grosz przedostał się do obiegu, a z niego wyłowiło go już oko kolekcjonera. Krzywo wybity egzemplarz startuje na licytacji z progiem 400 zł, ale nie sądzę, żeby 1000 zł wystarczyło, żeby kupić go do zbiorów - komentuje Damian Marciniak, zasiewając nadzieję, że cenne brzydkie kaczątko czeka gdzieś w kasie, aż kupimy gazetę czy baton i - dla odmiany - nie zapłacimy z kiosku? Krzywo wybity grosz z 2000 r. funkcjonuje na rynku numizmatów jako tzw. destrukt - może być warty ponad 1 000 zł, bo błąd mennicy ustanawia go niewątpliwą jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze moja zona coraz starsza tylko traci na wartosciale bajki polacy majo ale smieci w domach stare monety zbierajo dziadki po 70 ce a wnuczki jak to osiagno to nikt tego nie bedzie chciał bo minie moda ze zbieraniem to jest tylko jedno utopienie kapitału a potem nikt tego nie chce dzisiejsi zbieracze niech tylko dla proby wezmo swe monety i przejdo po sklepach numizmatycznych to dostano szoku ile im dadzoJest takie miejsce w mojej okolicy, gdzie wystarczy dłużej nogą poszurać i wychodzą monety z XVII i XVIII wieku, a przechodzi tam obok tysiące ludzi. mam mojej babci bilet miesięczny na tramwaje z 1915 r,.Moja najstarsza moneta to grosz z 1788 znalazlem ja na podwórku pod to pisz...4 lata temu"Dlaczego są tyle warte? Dlatego, że niewiele je spotkało..." chyba powinno być że niewiele ich zostało.....ciekawe jak w dawnych czasach radzili sobie miejscowi cwaniacy z walutą lub kartkami mięsnymi.. STARSZY SZPER...4 lata temuA STARA KASZANA I WEŁNA , ZA ILE SIĘ SPRZEDA ? AKTUALNIE RZADKOŚCIĄ JEST POZYSKAĆ COŚ RZADKIEGO I CENNEGO W POLSKICH LAMUSACH / STRYCH , PIWNICA /. O RARYTASY KOLEKCJONERSKIE POLONICA / MILITARIA TO TYLKO POZA GRANICE RP NA WSZELKIEJ MAŚCI GIEŁDY STAROCI polsce na strychu chyba w anglii polske to tak złupili ze każdy ma plastikowe krzesło na strychu a nie wartosciowe przedmioty z minionych epokkolekcjoner p...4 lata temuZastanawiam się, czy remontować drugiego poloneza, bo na razie jest zachowany we w miarę oryginalnym stanie rdza na nim może być warta stary papier do na privie. Szczecin po prawie 1000 letniej przerwie od 1945 roku znów należy do Polski. Na jego terenach oraz w budynkach kryje się masa pozostałości z czasów przed I i II wojną światową. Jednym z takich przedmiotów jest 95-letnia książka, którą odnalazł nasz czytelnik remontując swój poniemiecki dom. Dziedzictwo Szczecina Szczecin po niemal 1000 letniej przynależności do innych krajów w 1945 roku znów stał się miastem polskim. Dziedzictwo architektoniczne tego miasta otrzymaliśmy po uchodzącym stąd niemieckim narodzie. Wiele obiektów, zabytków czy zabudowy miejskiej pamięta jeszcze czasy XIX wieku. Często w tego typu obiektach ukryta jest historia, która potrafi zaciekawić, a nawet fascynować i zmuszać do refleksji. Historia w postaci przedmiotów należących do wówczas mieszkającej tutaj ludności. Dość powszechnym zjawiskiem na tych terenach jest znajdowanie przedmiotów z przedwojennych czasów np. przy wykonywaniu prac remontowych obiektów oraz zagospodarowania nowych terenów. Znajduje się nie tylko bomby, niewybuchy, ale także stroje, dokumenty, pieniądze czy książki. Jeden z naszych czytelników przysłał nam zdjęcia książki jaką odkrył przy remontowaniu swego poniemieckiego domu. Książka ta jest podręcznikiem dotyczącym szeroko pojętej antropologii oraz biologii. Została wydana 95 lat temu, w Republice Weimarskiej, a uroku dodaje jej to, że została napisana czcionką gotycką. Czy państwo również znajdują tego typu skarby w swoich poniemieckich domach? Jakie skarby kryje jeszcze ziemia szczecińska oraz zabudowania pozostałe po niemieckiej ludności miasta? Tego z pewnością dowiemy się z czasem, bo w Szczecinie jest jeszcze sporo terenów oraz budowli, które kryją w sobie tajemnice i relikty przeszłości. Zapraszamy do zapoznania się z galerią zdjęć jaką podesłał nam czytelnik.

skarby w starych domach