Szykują się kolejne niepokoje w Rosji. Zapowiada to przywódca zbrojnej organizacji separatystycznej Emirat Kaukaski Doku Umarow, który przyznał się do zamachu na podmoskiewskie lotnisko
Czy to już koniec bratobójczej walki między Zbigniewem Ziobrą (52 l.) a Jarosławem Kaczyńskim (73 l.)? Wiele na to wskazuje. Jak twierdzą nasi rozmówcy, Ziobro
Ekspert. Szacuny 255 Napisanych postów 13305 Wiek 35 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 45257. ja bym zbytnio nie kombinował bo i tak jeden posiłek nie zaważy na efektach choć napewno polecam zjedzenie solidnego posiłku węglowodano - białkowego na 1.5 h przed egzaminem np. talerz makaronu z piersią z kurczaka. powodzenia na
Ubiegły rok był dla światowego, a zwłaszcza południowoazjatyckiego lotnictwa jednym z najtragiczniejszych w historii. Ale mieszkańcy regionu i tak masowo przesiadają się do samolotów.
Niestety, wkrótce, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, Juliusz wraca do domu. Jest wrakiem człowieka, chory, wyniszczony, niemal niezdolny do normalnego życia. Dalszy związek Róży ze Stęgieniem staje pod znakiem zapytania. Oboje nie wiedzą, co robić. Pewni są tylko jednego: nie wolno Zborskiemu wyrządzić jeszcze jednej krzywdy.
Franciszek „błaga nas, byśmy pamiętali o ludziach, o rodzinach, o biednych. Zachęca nas, byśmy się zatrzymali i zastanowili nad godnością człowieka” - powiedział Barack Obama w
Półtora roku po rozpoczęciu urzędowania i na kilka miesięcy przed jesiennymi wyborami do Kongresu Barack Obama nie może czuć się komfortowo. Poparcie dla jego decyzji jeszcze nigdy nie
JnkcR8. Legendarny Hermann Brunner ze „Stawki większej niż życie”, ceniony i uwielbiany przez widzów aktor Emil Karewicz zmarł w wieku 97 lat. W życiu spełniał się nie tylko zawodowo, ale również prywatnie. Z trzecią żoną, która odeszła ponad dziewięć lat temu, byli małżeństwem przez 62 lata. Doczekali się dwójki dzieci. Rodzina była dla nich największą wartością... Rafał Królikowski o bracie, Pawle Królikowskim: „Byłem zapatrzony w niego. Stanowił mój wzór” Emil Karewicz: losy dwóch pierwszych małżeństw Pierwszą żonę poznał jeszcze w trakcie drugiej wojny światowej, niedługo po tym, jak w 1941 roku naziści zbombardowali Wilno, z którego pochodził Emil Karewicz. Spotkali się w firmie transportowej, w której zatrudnił się przyszły aktor, by uniknąć wywiezienia na roboty przymusowe do Niemiec. W administracji pracowała piękna Ewa, której urokowi 18-latek uległ od pierwszego wejrzenia. Zakochał się po uszy, poprosił ją o rękę, wzięli szybko ślub. Jednak los nie był dla nich łaskawy: Emil Karewicz został wcielony do Wojska Polskiego, z którym walczył na zachodnim froncie, ona zaś została przesiedlona do Gniezna i na kilka lat ich drogi się rozeszły. „Po wojnie odnaleźli się dzięki pomocy Polskiego Czerwonego Krzyża i zamieszkali w Gdańsku, ale próba ponownego ułożenia sobie życia we dwoje, którą podjęli, nie powiodła się. Po rozwodzie długo jeszcze utrzymywali ze sobą przyjacielski kontakt”, przypominał w 2018 roku serwis Drugą żoną Emila Karewicz była Delfina. „Zakochaliśmy się z miejsca, a że wkrótce po pierwszym spotkaniu okazało się, że spodziewamy się dziecka, zdecydowaliśmy się wziąć ślub”, wspominał aktor. Owocem tego związku jest córka Sylwia. Niestety, im także nie było dane długo cieszyć się szczęściem. Gdy przyszły gwiazdor „Stawki większej niż życie” zatrudnił się w Teatrze Kameralnym w Sopocie, w 1949 roku podjęto decyzję o przeniesieniu placówki do Łodzi. Żona i córka Emila Karewicza zostały na Wybrzeżu, on wyjechał. I mimo że dołączyły do niego po jakimś czasie, nic nie układało się tak, jak wcześniej. Zapadła decyzja o rozwodzie. „27-letni wtedy Emil poznał największą miłość swojego życia – Teresę”, czytamy w publikacji. Trzecia żona Emila Karewicza, Teresa: historia miłości Przy jej boku odnalazł spokój i szczęście. Pierwsze spotkanie pary miało miejsce na początku lat 50. Oboje wzięli udział w... pochodzie pierwszomajowym w Łodzi! Ona była wówczas pracownicą administracji w Teatrze im. Stefana Jaracza, w którym Karewicz spełniał się jako początkujący aktor. Był pod jej wielkim urokiem. W pewnym momencie po prostu chwycił ją pod rękę. „Wydawało mi się, że zaraz zemdleje, więc chciałem ją podtrzymać. Od tamtej pory szliśmy przez życie razem, ciągle trzymając się za ręce”, wspominał. Tak jak przy pierwszych dwóch małżeństwach, także tu nie zwlekał zbyt długo z poproszeniem ukochanej o rękę. Zaręczyli się po kilku tygodniach znajomości, niedługo potem wzięli ślub. Recepta na udany związek? Ona wzięła na siebie cały ciężar związany z wychowaniem dwójki dzieci – syna Krzysztofa i córki Małgorzaty – oraz codzienne obowiązki, on zaś mógł poświęcać się pasji. A było nią nie tylko aktorstwo! Emil Karewicz był także utalentowanym malarzem, grał na pianinie i komponował. „Wychowywali dzieci w domu stojącym przy jednej w wąskich uliczek Anina i ukrytym w samym środku dużego, otoczonego wysokim płotem ogrodu. To właśnie tu – co aktor często podkreśla w wywiadach – przeżyli najszczęśliwsze chwile swojego życia”, pisał w 2016 roku portal Doczekali się pięciorga wnucząt. To właśnie za namową żony Emil Karewicz zdecydował się w 1983 roku zakończyć karierę. Chciał więcej czasu poświęcać najbliższym. „Uznałem, że po czterdziestu latach pracy należy mi się odpoczynek, poza tym chciałem poświęcić trochę czasu rodzinie”, podkreślał. Jednak niedługo potem żartował, że emerytura szybko mu się znudziła. W końcu, jak mawiał, „aktorstwo była jego pasją i – drugą po Teresie – największą miłością życia”. Niestety, w kwietniu 2012 roku Teresa Karewicz zmarła. „Byliśmy bardzo dobrym małżeństwem. Jestem jej wdzięczny za ciepło, które wprowadziła do naszej rodziny, za nasze wspólne chwile. Była najbliższą mi osobą”, podsumował ten związek w autobiografii Moje trzy po trzy. Mimo że miał wielki apetyt na życie, po odejściu ukochanej żony szybciej zaczął się starzeć i opadać z sił. Cztery lata temu jego córka przyznała jednak, że czuje się dobrze. „Na ekranie już go raczej nie zobaczymy, ale zapewniam, że nie ma powodów do obaw. Cieszy się urokami życia na emeryturze. Każdą wolną chwilę poświęca na spotkania i rozmowy z wnukami. Chętnie opowiada im różne anegdoty o czasach swojej młodości, o pracy na planach filmowych, a dzieciaki słuchają z zapartym tchem i zadają pytania”, relacjonowała w rozmowie z Super expressem Małgorzata Karewicz. I to właśnie najbliżsi czuwali przy nim do końca... Czytaj także: Ludzie widzieli w nim superbohatera, a on przeżywał rodzinne dramaty. Historia Stanisława Mikulskiego Emil i Teresa Karewiczowie byli parą przez 62 lata... Tu w lutym 2006 roku: Fot. BILLEWICZ/East News Emil Karewicz zmarł 18 marca 2020 roku w wieku 97 lat Fot. Andrzej Iwańczuk Reporter/East News
"Mam ogromnie ciekawe zadanie i potrzebuję twojej pomocy. Nie zawracaj sobie głowy zabieraniem nart". Takie słowa w grudniu 1938 roku Nicholas Winton usłyszał od swojego przyjaciela, Martina Blake'a, ambasadora Brytyjskiego Komitetu ds. Uchodźców z Czechosłowacji. Winton, 29-letni makler giełdowy, właśnie planował zasłużony, dwutygodniowy urlop w szwajcarskich Alpach. Telefon od przyjaciela zmienił nie tylko jego ówczesne plany wakacyjne, ale - przede wszystkim - los 669 czechosłowackich dzieci, głównie żydowskiego pochodzenia. Sir Nicholas Winton, nazywany na świecie "brytyjskim Schindlerem", przez 50 lat ukrywał prawdę o tym, czego dokonał u progu II wojny światowej. Do końca życia uważał, że to, co zrobił, było po prostu jego zadaniem do wykonania. Martin Blake, przyjaciel, który wykonał ten słynny już telefon do sir Nicholasa, był zaangażowany w pomoc Żydom przebywającym w obozach dla uchodźców. Byli nimi ludzie, którzy uciekli z zajętej przez Niemców części Czechosłowacji - Kraju Sudeckiego. W październiku 1938, na mocy układu monachijskiego, Niemcy przejęły to terytorium, obejmujące pogranicze czesko-niemieckie i czesko-austriackie. Mieszkający tam Żydzi, w obawie o swoje bezpieczeństwo, przenieśli się w głąb kraju. Bo choć nikt nie przewidywał wówczas jeszcze okrucieństw Holocaustu, to coraz częstsze prześladowania Żydów stawały się ponurym faktem. Przypieczętowała je "kryształowa noc" - barbarzyński pogrom wycelowany w ludność żydowską i jej kulturę w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku. Widmo wojny stawało się coraz bardziej realne. W tej sytuacji trzeba było zrobić coś, żeby pomóc jak największej liczbie niewinnych ludzi. Nicholas Winton nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Brytyjczyk zdecydował się poświęcić swój urlop na wyjazd do Pragi - chciał zobaczyć, co może zrobić dla uchodźców. Na miejscu przekonał się, że żyją oni w bardzo ciężkich warunkach. Trwała zima, brakowało im dosłownie wszystkiego, przebywali w prowizorycznych namiotach, bez ciepłej odzieży. 150 tys. uchodźców, pozbawionych możliwości emigracji do jakiegokolwiek innego kraju, było zdanych przede wszystkim na siebie. Brytyjski Komitet próbował im pomagać, ale zajmował się wybiórczo dorosłymi, osobami starszymi i, przede wszystkim, uchodźcami politycznymi. Winton zrozumiał, że dzieci pochodzenia żydowskiego, uznawane przez nazistowskie Niemcy, podobnie jak ich rodzice, za wrogów, są pozbawione jakiejkolwiek opieki. Nikt się też nimi nie zainteresuje. Wiedział, że nie będzie mógł ocalić wszystkich, ale wierzył, że może uda mu się uratować choć część z nich, walcząc o ich bezpieczny azyl w Wielkiej Brytanii. Podstęp na papierze "Wychodzę z założenia, że jeżeli coś nie jest niemożliwe, to musi istnieć jakiś sposób, żeby to zrobić", mówił w kwietniu 2014 r. w programie "60 Minutes" emitowanym w amerykańskiej telewizji CBS. Do końca pozostał szalenie skromnym i bardzo pogodnym starszym panem. Winton od początku planował masową ewakuację. Miał nadzieję, że uda mu się wydostać za granicę tysiące czechosłowackich dzieci. Jaki był początek jego planu ucieczki? W hotelowej jadalni, przy jednym małym stoliku zorganizował swoje biuro. Wieść o Angliku i jego odważnych zamiarach bardzo szybko rozeszła się wśród uchodźców. Zdesperowani rodzice zaczęli tłumnie odwiedzać Wintona, prosząc o ratunek dla swoich dzieci. "Sytuacja wydawała się beznadziejna, każda grupa uważała, że jest najpilniejsza", przyznawał Winton po latach. Liczba odwiedzających go ludzi i ich prośby przekraczały możliwości działania skromnego Anglika. Nicholas cierpliwie starał się znaleźć najlepsze rozwiązanie, ale musiał też dokonywać wyborów. Wybierał dzieci z rodzin, których, jak sądził, Hitler będzie chciał się pozbyć w pierwszej kolejności. Kiedy Winton skompletował listę nazwisk, udał się do Wielkiej Brytanii, gdzie przekonał brytyjski rząd do potraktowania jego działań niezwykle poważnie. Zrobił to na drodze drobnego podstępu: przedstawił rządowi dokument napisany na papierze Brytyjskiego Komitetu ds. Uchodźców, na którym dodał dopisek "Sekcja Dziecięca" i podpisał się jako przewodniczący. W ten sposób mógł uruchomić w Londynie biuro "sekcji dziecięcej", którym zarządzała... jego matka. Organizacja działała dzięki wsparciu wolontariuszy. Nicholas nie zrezygnował ze swojego dotychczasowego życia: w ciągu dnia pracował jako makler, a wieczorami i nocą walczył o przyszłość czechosłowackich dzieci. Dla Wintona było oczywiste, że w Wielkiej Brytanii nie uda się znaleźć domu dla wszystkich dzieci w potrzebie. Miał więc nadzieję, że powiedzie mu się namówienie innych krajów do współpracy. Liczył na Amerykanów, ale ci całkowicie odcięli się od pomocy. Winton do dzisiaj nie może zrozumieć tej decyzji. Gdyby Amerykanie chcieli współpracować, udałoby się ocalić znacznie więcej dzieci... Wielka Brytania przystała na przyjęcie małych uchodźców, ale tylko pod warunkiem, że Winton znajdzie dla każdego z nich rodzinę, która zgodzi się je przyjąć. Konieczne było także wpłacenie "depozytu" za każde z dzieci: 50 funtów miało zabezpieczyć ich ewentualny powrót do domu. Winton szukał sponsorów i walczył z brytyjską biurokracją. Okazało się, że to właśnie formalności związane z wizami wjazdowymi były najtrudniejsze. Brytyjscy urzędnicy na kilka miesięcy przed wybuchem wojny uważali, że nic w Europie się nie wydarzy i pośpiech Wintona jest zupełnie bezzasadny... "Musimy pozwolić im odejść" Pierwszy transport dzieci miał miejsce 14 marca 1939 roku. Po raz pierwszy i ostatni "dzieci Wintona" wyleciały z Pragi samolotem. Kolejne siedem transportów nastąpiło już drogą kolejową. Na dzieci w Wielkiej Brytanii czekały rodziny zastępcze. Winton osobiście czuwał nad tym, żeby każde z nich trafiło do właściwej. Osiem transportów, które Brytyjczyk zorganizował od 14 marca do 2 sierpnia 1939 roku, ocaliło dokładnie 669 dzieci. Ostatni transport miał wyjechać z Pragi 1 września 1939 roku, ale wybuch wojny i zamknięcie wszystkich granic kontrolowanych przez Niemcy, całkowicie zniweczyło ten plan. Co stało się z dziećmi z ostatniego transportu? Winton nie wie tego dzisiaj, prawdopodobnie trafiły one do jednego z obozów koncentracyjnych. Świadomość tego, że nie udało się uratować dzieci, które siedziały w pociągu, czekając z nadzieją na opuszczenie kraju, nawiedza go do dzisiaj. W pociągu siedziało 250 dzieci - najwięcej od początku akcji ewakuacyjnej. Co czuły te, które trafiły do nowych rodzin w całkowicie obcym kraju? Przede wszystkim większość z nich wierzyła, że jest to tylko rozwiązanie chwilowe - trochę dłuższe wakacje. Że za dwa, góra trzy miesiące rodzice przyjadą do nich, lub sprowadzą je z powrotem do Czechosłowacji. Tak przecież powtarzali im rodzice, dlaczego mieliby im nie wierzyć... Jednym z ocalonych "dzieci Wintona" była Vera Gissing, autorka biografii Nicholasa Wintona. Vera wyjechała z Pragi razem z siostrą w czerwcu 1939 roku. Miała 11 lat. Swoich rodziców widziała wtedy po raz ostatni. "Możemy próbować się pocieszać, mówiąc, jak wiele miałyśmy szczęścia – nasi rodzice umarli ze świadomością, że zostałyśmy ocalone. Nie widzieli nas rozstrzelanych czy prowadzonych do komory gazowej. Nie czuli tego bólu", wspominała w jednym z wywiadów. Vera pamięta moment, w którym jej mama powiedziała ojcu o tym, że dla dziewczynek jest miejsce w pociągu do Anglii. "Musimy pozwolić im odejść" - słowa ojca do dzisiaj brzmią w jej głowie. Nowe życie Innym z ocalonych przez Wintona dzieci był Lord Alfred Dubs, wieloletni członek brytyjskiego parlamentu. Dubs miał mieć więcej "szczęścia", niż większość uratowanych przez Wintona dzieci: jego ojciec czekał na niego na stacji kolejowej w Liverpoolu. Matka, po uzyskaniu wizy wyjazdowej, miała wkrótce do nich dołączyć. Niestety, oczekiwanie na kobietę znacznie się przeciągnęło. Kiedy wreszcie dotarła do Wielkiej Brytanii, rodzinie nie było dane długo cieszyć się radością z ocalenia. Ojciec Alfreda zmarł, kobieta została sama z dzieckiem w obcym kraju, bez środków do życia. Jednak w obliczu tego, co czekałoby ich w Czechosłowacji, te problemy, mimo wszystko, były możliwe do udźwignięcia. Pierwszy brytyjski dowód tożsamości jednego z "dzieci Wintona" "Bez wątpienia zawdzięczam swoje życie Nicholasowi Wintonowi. Myślę, że szanse na przetrwanie, moje i innych, były naprawdę niewielkie. Bycie Żydem w okupowanej przez Niemcy Czechosłowacji to z pewnością nie najlepsza recepta na przetrwanie", wspominał Dubs w rozmowie z BBC w 2009 roku. Dodawał także: "Wszyscy inni znani nam Żydzi, którzy zostali w Pradze, trafili do obozów koncentracyjnych – większość z nich nie ocalała". W czasie wojny ogromna część z "dzieci Wintona" straciła swoich rodziców, krewnych i znajomych. Najczęściej były to naprawdę małe, nawet nie nastoletnie dzieci. Trudno wyobrazić sobie, co musiały czuć, znajdując się nagle w obcym kraju, wśród zupełnie nieznanych ludzi. Ale równie trudno wyobrazić sobie dramat ich rodziców, którzy musieli podjąć decyzję o wysłaniu swoich pociech na niepewną tułaczkę. Mówiła o tym Lisa Midwinter, kolejna uratowana przez Wintona kobieta: "Pamiętam machające chusteczki i płacz, widziałam dorosłych, którzy nie mogli opanować łez". Midwinter, z domu Dasch, była córką zamożnego żydowskiego lekarza z Cieplic. Kiedy Niemcy zajmowali Kraj Sudecki, Lisa była akurat z mamą poza miastem. Wyjechały na kilkudniowy wypoczynek narciarski. Całe szczęście w porę dotarł do nich telegram od ojca Lisy, który błagał, by pod żadnym pozorem nie wracały do domu. Miały udać się bezpośrednio do Pragi. Rodzicom Lisy udało się, z pomocą Wintona, wysłać córkę do Anglii. Pierwsza rodzina, do której dziewczynka trafiła, nie poradziła sobie ze straumatyzowanym dzieckiem. Z pomocą przyszli jednak przyjaciele rodziców Lisy, którzy zapewnili dziecku schronienie. Jej historia to również jedna z nielicznych zakończonych happy endem. Rodzicom Lisy udało się przedostać z Pragi do Wielkiej Brytanii. Cała rodzina zamieszkała w Stoke-on-Trent, gdzie prowadziła sierociniec dla dzieci z Czechosłowacji. Po latach milczenia Jednym z najbardziej zaskakujących elementów historii Nicholasa Wintona i jego "dzieci" jest to, że przez 50 lat mężczyzna nie mówił nikomu o tym, że przed II wojną światową uratował 669 dzieci. "Tak naprawdę nie trzymałem tego w tajemnicy, po prostu o tym nie mówiłem", rozbrajająco przyznawał w "60 Minutes". Faktycznie, nie powiedział o tym nawet własnej żonie, Grecie. Jak wielkie musiało być zaskoczenie kobiety, która w 1988 roku, robiąc porządki na strychu, znalazła starą skórzaną walizkę ze zdjęciami dzieci, wykazem setek nazwisk i listami od rodziców tych, których ocalił Winton. Materiały znalezione przez Gretę dzisiaj są przechowywane w Jad Waszem - izraelskim instytucie pamięci poświęconym ofiarom Holocaustu. Żona Wintona postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Historię męża opowiedziała dr Elisabeth Maxwell – badaczce Holocaustu i żonie brytyjskiego potentata prasowego Roberta Maxwella. Najpierw Winton stał się bohaterem artykułów prasowych, ale szybko o jego dokonaniach stało się głośno we wszystkich brytyjskich mediach. Jeszcze w 1988 roku Winton został zaproszony do programu BBC "That's Life". Mężczyzna nie miał pojęcia, że trzydzieści osób, które usiadło wokół niego na widowni, było właśnie ocalonymi przez niego dziećmi. "To był najbardziej wzruszający moment w moim życiu... nagle zostałem skonfrontowany z tymi wszystkimi dziećmi, które nie były już przecież dziećmi", wspominał w "60 Minutes". Po programie Winton został zasypany listami z podziękowaniami od innych "dzieci", które zobaczyły go w telewizji. Ocaleni przyjeżdżali z różnych części Zjednoczonego Królestw, żeby osobiście podziękować człowiekowi, który uratował ich od Zagłady. "Nie interesuje mnie przeszłość" W ciągu ostatnich 25 lat Nicholas Winton został wielokrotnie wyróżniony: stał się honorowym obywatelem Pragi, dostał podziękowania od państwa Izrael. W 1998 roku prezydent Czech Vaclav Havel odznaczył Wintona orderem Tomáša Garrigue Masaryka IV klasy, a w 2002 królowa Elżbieta II, w uznaniu dla jego zasług dla ludzkości, przyznała mu tytuł szlachecki. "To wspaniałe, że udało ci się uratować tyle dzieci", miała powiedzieć brytyjska monarchini Nicholasowi. Wśród wielu dowodów uznania dla jego bohaterskich czynów, warto przywołać także zgłoszenie jego kandydatury - w 2008 roku, przez czeski rząd - do Pokojowej Nagrody Nobla. 1 września 2009 roku z praskiego dworca kolejowego odjechał w stronę Anglii "Pociąg Wintona" ze 170 pasażerami. Wśród nich znalazły się 22 osoby, które Winton ocalił w 1939 roku. Dla sir Nicholasa i jego "dzieci" była to piękna, symboliczna podróż. Wielu może zastanawiać, dlaczego Winton, skoro ocalił tyle osób żydowskiego pochodzenia, nie został odznaczony Medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata? Nie mógł dostać tego odznaczenia, bo sam pochodził z żydowskiej rodziny. Jego rodzice przeprowadzili się w 1907 roku do Londynu, przyjęli chrześcijaństwo i ochrzcili swojego urodzonego w 1909 roku syna. Sir Nicholas Winton przez lata zaangażowany był w działalność humanitarną. W czasie wojny był wolontariuszem w Czerwonym Krzyżu, a potem, przez pół wieku, pomagał ludziom niepełnosprawnym umysłowo i osobom starszym. Wspierał budowę kolejnych placówek, głównie domów spokojnej starości. Jak sam mówił: "nie interesuje mnie przeszłość. Myślę, że dzisiaj za bardzo akcentuje się przeszłość, to co się wydarzyło. I nikt nie koncentruje się na teraźniejszości i przyszłości". Pod koniec maja 2014 r. swoją premierę miała biografia sir Wintona, autorstwa jego córki Barbary. 28 sierpnia tego samego roku otrzymał on Order Białego Lwa - najwyższe odznaczenie Republiki Czeskiej, przyznawane cudzoziemcom za zasługi dla kraju.
FilmTriage20091 godz. 39 min. {"id":"479805","linkUrl":"/film/Selekcja-2009-479805","alt":"Selekcja","imgUrl":" Dwóch doświadczonych reporterów wojennych, a zarazem przyjaciół, Mark i David, wyrusza na misję do Kurdystanu. Podczas gdy ten pierwszy żyje nadzieją, że dzięki... więcejTen film nie ma jeszcze zarysu fabuły. {"tv":"/film/Selekcja-2009-479805/tv","cinema":"/film/Selekcja-2009-479805/showtimes/_cityName_"} {"linkA":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeA","linkB":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeB"} Dwóch doświadczonych reporterów wojennych, a zarazem przyjaciół, Mark i David, wyrusza na misję do Kurdystanu. Podczas gdy ten pierwszy żyje nadzieją, że dzięki sfotografowaniu tragicznych wydarzeń stanie się sławny i ceniony, drugi nie może pogodzić się z okrucieństwem wojny i jak najszybciej chce wrócić do swojego kraju, by opiekować się żoną spodziewającą się dziecka. Wkrótce ranny Mark trafia do szpitala dla repatriantów, gdzie dowiaduje się, że David zaginął...Film kręcono w Alicante (Hiszpania) oraz w Irlandii. Zdjęcia do filmu trwały od kwietnia do czerwca 2008 roku. Colin Farrell przygotowując się do roli zrzucił 44 funty. Podobno odżywiał się głównie czarną kawą, dietetyczną colą oraz tuńczykiem, przez co osiągnął sylwetkę o wyglądzie niemal szkieletu, czym zaskoczył zarówno reporterów jak i najbliższych przyjaciół. Danis Tanović to przede wszystkim wybitny dokumentalista, którego głównym celem jest pokazanie, jak wojna okalecza ciało i psychikę człowieka. Nie moralizuje on jednak i nie wzywa do solidarności – zamiast tego potwierdza on odwieczną, metafizyczną w swym wymiarze prawdę, że na wojnie o losie człowieka decyduje czysty przypadek. więcej To premiera światowa filmu była 11 luty 2011 (Świat) a nie w 2009 . Błąd . Przecież to nowy film . Cala historia ukazana w filmie opiera sie na jednym wydarzeniu i konsekwencjach z nim zwiazanych. Jednak tak naprawde moglby byc to krotki watek jakiejs produkcji, a zostalo to rozwiniete do calego filmu fabularnego. Calosc wyglada troche nudnawo, fabula jakby sie ciagnie, nie ... więcej wszystkich krytykujących odsyłam do biografii reżysera. spędził lata na froncie filmując wojnę. skoro nakręcił film fabularny o takiej tematyce, to dla mnie nie tylko przekaz jest prawdziwy, ale i każda scena. a jako psycholog mogę dodać, że sam proces leczenia pokazany jest wybitnie. dla mnie ... więcej Nie ma prawie żadnych zwrotów akcji, więc nic się nie stanie jak się przyśnie, strzelanina jest jedna także nie jest za głośno kiedy boli głowa oraz nie ma się nad czym zastanawiać w momencie kiedy nie jest się do tego zbyt zdolnym. Naprawdę polecam jak wyzej, ale zeby było w miare sprawiedliwie dam 4
We wtorek poznańskie Stowarzyszenie Pomost przeprowadziło ekshumację ośmiu ciał niemieckich żołnierzy poległych pod koniec drugiej wojny światowej w Giezkowie (powiat koszaliński). Trzy uda się zidentyfikować. To miejscowi o istnieniu zbiorowego grobu ośmiu niemieckich żołnierzy dali znać poznańskiemu Stowarzyszeniu Pomost kilka miesięcy temu. - To nie byli świadkowie samego pochówku, który miał nastąpić w lutym 1945 roku, ale widzieli jeszcze świeży grób i nie zapomnieli o nim przez te wszystkie lata po wojnie. Choć z różnych względów długo swą wiedzę trzymali w tajemnicy - mówi Adam Białas ze Stowarzyszenia Pomost. - Bez pomocy tych świadków pewnie nie zaczęlibyśmy ekshumacji, bo nie trafilibyśmy do tego grobu. Więcej czytaj w środowym wydaniu papierowym Głosu Koszalińskiego.
Home Książki Kryminał, sensacja, thriller Koszmary zasną ostatnie Mroźny luty 2017 roku. Podczas śnieżnej zawieruchy Marek Bener rozpoczyna poszukiwania ofiary mobbingu i chorującego na depresję Jana Stemperskiego. Mężczyzna zapewne targnął się na życie, dlatego dziennikarz zamierza szybko odnaleźć jego zwłoki i rozbroić własną, wciąż tykającą bombę problemów. Parę miesięcy wcześniej dostał zdjęcie, które zrujnowało go psychicznie, a teraz trzyma w rękach kolejne. Owładnięty strachem i sparaliżowany niemocą powinien stanąć do walki, której stawką będzie prawda o losie jego zaginionej żony. Ale Bener sam już nie wie, czy – w obliczu nowych faktów – woli poznać tę prawdę, czy śnić wciąż na nowo te same koszmary… Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 7,0 / 10 1056 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treści
tylko umarli widzieli koniec wojny